- Smażenie czosnku to łatwo sprawa, ale równie łatwo można przedobrzyć i go spalić. Dlatego rozgrzewamy oliwę na małym ogniu i podsmażamy chwilę czosnek – dopóki delikatnie się nie zarumieni. Razem z nim wrzućcie na patelnię kumin i kolendrę.
- Aromat przypraw już zapowiada, w które rejony smaków właśnie się przenosimy… A my tymczasem dorzucamy na patelnię ugotowaną komosę ryżową i chwilę podgrzewamy, cały czas mieszając. Sałatka marokańska powoli wyłania się zza horyzontu.
- Jeśli nigdy nie smażyliście cytryny, to uspokajamy, że śmiało można to robić. Szczególnie na potrzeby marokańskiej sałatki. Wrzucamy ją na suchą i rozgrzaną patelnię i smażymy dopóki wyraźnie się nie zarumieni z każdej strony. Niczym turysta w marokańskim słońcu.
- Z oliwkami pójdzie wyjątkowo łatwo, bo wystarczy, że pokroimy je w plasterki. Wszystkie nasze kroki prowadzą nieuchronnie do powstania znakomitej sałatki z łososiem. Jesteśmy coraz bliżej.
- Sięgamy po większe naczynie, bo zależy nam na swobodzie ruchów, i mieszamy w nim komosę, oliwki, posiekane pistacje i migdały.
- Porcję wędzonego MOWI z quinoą dzielimy na mniejsze kawałki, albo zostawiamy w całości. To w jakim kształcie trafi na szczyt naszej sałaty marokańskiej zależy od Waszej wizji.
- Wybieramy ulubiony głęboki talerz albo miskę, układamy zmieszane składniki, a w centralnym punkcie kompozycji umieszczamy łososia. Tak, żeby wyglądał dumnie i apetycznie. Posypujemy listkami mięty i podajemy ze smażoną cytryną. I już, sałatka marokańska gotowa.
Smacznego!